30 kwi 2012

a wiosną niech wiosnę zobaczę...

Zygmunt i Włodzimierz rozmawiali na łóżkach. Ich rozmowa zawsze schodziła na ciepłe wspominanie Józefa. Gdyby mogli maszerowaliby cały czas. Ale pogoda nie była jak się okazało do końca od nich zależna. Podobnie ograniczały ich mury więziennego szpitala. Jak tylko mogli z kilkoma innymi towarzyszami formowali szyk, brali szturmówki (nie sztormówki)  i transparenty, szli i wrzeszczeli na całe gardło: partia! pokój!, partia! pokój! Czasami w dziwny sposób dochodziło do zmiękczenia k na ch i wtedy slogany nabierały cech surrealno-absurdalnych. W wigilię pochodu, a więc samego  trzydziestego kwietnia, egzekutywa międzynarodowego ruchu wolnych szewców i stolarzy miała wszystko zapięte na ostatni guzik. W szpitalnej świetlicy jego aktywiści w tym oczywiście Zyga i Włodek dowiedzieli się, że w kraju miał miejsce zamach stanu. Na całe szczęście bezkrwawy. Aresztowano jedynie trzy miliony osób. Miały one dobre warunki, gdyż wszystko było jeszcze długie lata i najlepiej pod względem logistycznym (tak się dzisiaj mówi) przygotowywane przez sławnych rew-towarzyszy. Szpitalno-więzienna awangarda nie była w sosie. Całą noc przemalowywali hasła na: Witamy Krzyżaków z Torunia! A na czerwonych flagach malowano białe krzyże. Jaki z tego morał myślał bardzo w to wszystko zaangażowany e-Sbeszko, chyba tylko jeden: Nasz naród jak lawa, Z wierzchu zimna i twarda, sucha i plugawa; Lecz wewnętrznego ognia sto lat nie wyziębi, Plwajmy na tę skorupę i zstąpmy do głębi...