25 mar 2024

metamatematyka

 W świecie czy życiu (nie ma znaczenia) jest krnąbrna niefrasobliwość  i nie do okiełznania spontaniczność a z drugiej strony jakaś matematyczna przewidywalność (dzień noc, jeden dwa…)

Tak jest różnica między śnieniem a czuwaniem …

Niczym w rachunku prawdopodobieństwa w każdej chwili coś z wielości potencjalnych zaistnień spełnia się czyli te a nie inne a te inne schodzą w strefę półcienia pozornie odchodzą ale tkwią tylko zepchnięte w głębszych i najgłębszych sferach jaźni (jakiś mechanizm niczym matematyczne uniwersum)

Szukajcie a Cokolwiek się wydarzy jest  Super a przeczytałem to w Tako rzeczą kwanty




 

7 mar 2024

szacowanie

życie płynie

czyniąc mimochodem koniecznym ocenę tego co bezpowrotnie minęło

dominują wyrzuty;

o to co zrobiliśmy źle

i o to, że robiliśmy (może) za dużo dobrego

... ale jest pociecha

że jakimś dziwnie cudownym trafem nie zrobiliśmy czegoś najgorszego bardzo złego


4 mar 2024

deszcz muzyki

 Po całym dniu zajęć, przygotowań i formalności Bert i kilku innych ludzi z jego ekipy usiedli na piwie w dość dobrej restauracji-pubie. Kevin jeden z jego pracowników martwił się o jutrzejsze wydarzenia, można powiedzieć hit roku. Kiedy zrobił łyk piwa poczuł potrzebę podzielenia się niepokojem i wycedził: czy na spektakl i koncert przyjdą ludzie? Razem zrobili wszystko co trzeba, inna rzecz, że mieli kasę na reklamę, honoraria i wszystkie te rzeczy związane z organizacją imprezy. Akurat koncert był jubileuszowy. Przedziwna rzecz bo także lokal, w którym siedzieli i gawędzili też kończył swoje dwudziestopięciolecie. Obsługa była młoda, a co ważniejsze przyjemna. Bert udał, że nie słyszy głośnych obaw współbiesiadników. Wiedział, że ci z wydziału zapewnili osinobusy dla chętnych z miasta na to co przygotowali w remizie. Kiedy wypili po drugim piwie, zaczęli się rozchodzić. Pochłonięci zmęczeniem i stresującymi lękami nie zauważyli, że na dworze pada. Zagrzmiało tak, że nie można było rozróżnić czy to industrial techno, czy też może space, a może noise electronica.

3 mar 2024

... co to jest?

 Wszystko szło w miarę dobrze, gdyż tym razem w sklepie nie paliła na całe szczęście żadna ekspedientka. Przyszła pora na kasę. Przede mną mnóstwo  wypełnionych po brzegi wózków z opiekującymi się nimi ludźmi. Jak to w kasie. Ja z jednym piwem. Pani wydawała mi z dwudziestu złotych. To co mi dała nie przypominało pieniędzy. Dziesięć złotych strasznie pomięte i zabrudzone, tak, że obrzydzenie brało na myśl o ich dotknięciu i jedna dwudziestogroszówka cała pokryta brudną mazią, która musiała być wcześniej gumą do żucia. Proszę pani – zwróciłem się do jakby manekina, ale oczywiście to była żywa osoba, pani ekspedientka – proszę mi wymienić te brudne pieniądze bo wiem, że w następnym sklepie, czy przy następnych chociażby zakupach w tym,  nie przyjmą mi ich. Pani wyglądała jakbym ją śmiertelnie obraził, nawet musiała maskować obrzydzenie. Burczała nieprzyjaźnie i strofująco, że mam tylko piwo a robię tyle kłopotu bo kolejka już przybrała okazałe rozmiary.  Z najwyższą niechęcią i jakąś chorobliwą wyższością zmieniła dychę i dwudziesto groszówkę.

Wieczorem kupowałem dwie bułki w małym osiedlowym sklepie. Przede mną dziesięć osób w totalnej klitce niczym kiszka. Doszlusowałem do lady.  Pani kazała określić, które to mają być bułki. Dałem pięć złotych. Natychmiast kolejka za mną jak zawsze urosła niebotycznie. Ekspedientka jeszcze dobrze nie wydała mi reszty, a już zwróciła się do prącego za moimi plecami klienta – proszę bardzo. Wychodziłem jak najszybciej, by nie budzić złości, że przeciągam i z niewątpliwą ulgą z parnego i zatłoczonego sklepu. Zobaczyłem na resztę, którą wcześniej tylko ścisnąłem w garści. Kilkanaście małych blaszek, wszystko było w jakichś trójkątnych jedno centówkach. Byłem załamany i troszczyłem się -  co jak za to kupię?