2 lut 2023

Czemu się trudzimy

             Czemu się trudzimy. Czy poza konieczną pracą jesteśmy już wolni od trosk. Czy kiedykolwiek znój się kończy, a szczególnie po przekroczeniu w czasie śmierci granicznej bramy między wymiarami. Jaka jest natura myśli, a jaka świata i szerzej kosmosu. Czy są to wszystko części jedności, jedynie różne strukturalnie. Czy mimo twardości rzeczywistości, w czasie snu żyjemy w innej rzeczywistości, w której też odczuwamy twardość i ciężar rzeczy. Gdy jednocześnie inni nas obserwują podczas naszego śnienia i najbardziej realnie nie widzą tego co my, a możliwe, że my ich możemy obserwować. Bo podobno można kontrolować i kształtować sny zupełnie jak w filmowej czy teatralnej reżyserce.

            O czym myślał Leonardo pisząc o sobie z jakąś formą współczucia i dziwiąc się samemu sobie – o Leonardo czemu się tak trudzisz…Może myślał o sensie swoich wysiłków, bo dla kogo miały przynieść pożytek, skoro myślący jest samotny i hermetycznie odgraniczony niczym zamknięty w wieży z kości słoniowej. Bo owoce jego wysiłku spożytkują inni, a najwięcej wśród nich przecież egotyków, egoistów, chytrych szalbierzy. Więc może najpierw trzeba by wymyślić sposób na moralną, etyczną przebudowę rodzaju ludzkiego. Czy jest jakiś wszechświatowy ośrodek dobra, który mógłby być jej napędem tu na Ziemi. A jak jeden dobra, to pewnie od razu byłby i drugi - zła.

            To wszystko tylko myśli. Ale jak doprowadzić do ich wyczerpania i zatrzymania szalonego koła, kołowrotu, by zobaczyć czy coś jest poza nimi, co przesłaniają swoją stałą nieskończoną projekcją i aktywnością samą z siebie i dla siebie. Pomocą pewnie służyć by mógł kamień filozofów, albo mistyczne doświadczenie, oświeceniowy wgląd.

            Ciało odbieramy poprzez świadomość. Tak samo myśl. Wiecznie jest tylko teraz i teraz. Gdzie są tak ważne sprawy, o których los truchlejmy a jutro kompletnie o nich zapominamy (na szczęście możemy). Tyle co jedne odejdą powstaje chmara innych problemów...Tak wciąż nasz umysł jak niebo zasnuty ciężkimi chmurami. Głównie jednak niewiedzy i ignorancji. Jeden wszakże problem jest nieusuwalnym cierniem życia – śmierć. Może dlatego żebyśmy czuli jego wagę mimo ulotności chwil, które łapiemy jak są przyjemne, a chcemy bezskutecznie odepchnąć te przygnębiające. Wszystkie one ranią, a ostatnia zabija.

            Gdzie są podobnie ważne sprawy, wspólne nam z innymi. Nie wiadomo jak dalece wredne, groteskowe, o charakterze na wspak i o przewrotnych właściwościach. Myśli, odczucie, pustka, radość, ból, śmierć. Być może jedynie my istniejemy, a i to też jest spontaniczną iluzją umysłu.

Myśl – jaźń – umysł czy raczej odwrotnie.

Dopaść myśl, zobaczyć ją jakby w lustrze, ale jednocześnie z wiedzą, że trzeba jej pozwolić odejść. Stąd nie wystarczy jedynie być homo sapiens, a trzeba być homo sapiens sapiens.

            Pochwytuje nas strumień jaźni, nigdy my jego. Płyniemy w nim i z nim. Skoro rzeczy płyną i przechodzą jedna w drugą to ja pewnie mogę zostać skałą, ale nie przechodzę przez ściany…

Sen, iluzja, sen na jawie, sen w śnie - ulegną rozpuszczeniu? Dotrzemy do zasadniczej podstawy świadomości? Do przejrzystego, przytomnego siebie i promiennego światła otwartej czującej przestrzeni miłości, promieniującej tęczowo...z osobą zbawiciela...