Chyba
prawie wszyscy znamy tą zabawę na plaży, kiedy zostajemy całkowicie przysypani jej
budulcem. Czasami tak można bawić się, ale wyjątkowo w piaskownicy. Tym razem
jednak czułem nie tylko piasek w ustach, ale i w dodatku spróchniałe zmurszałe drewno.
Co za sen mara?- pomyślałem. Myślałem... jednak gdzie dzieci, gdzie morze, czy
chociażby piaskownica. Niczego takiego nie mogłem wyraźnie odebrać zmysłami czy
świadomością. Wydawało mi się, że
wstałem, ale nie mogłem znaleźć kontaktu. Wkurzałem się coraz bardziej, a już
tyle razy obiecywałem sobie, że nie stracę panowania nad sobą i nie zrobię
żadnej złej rzeczy w tak zwanych nerwach. Byłem zagubiony całkowicie i nie miałem władz nad gorączkowymi emocjami, chciałem to jakoś wyżyć. Wszystkie te nauki o życiu po śmierci czy o
nirwanie, gdybym tylko mógł coś z tego wszystkiego skumać. Ale jak opisać „nic”,
jeżeli właśnie nas ono dopadło i rozciągnęło się na cały kosmos i czas. Jedno
pojawiło mi się w obrazie z pamięci (być może i tej osławionej pamięci przodków,
czyli deja vu) ten olbrzymi falliczny kształt usypany z piasku, który kiedyś
widziałem idąc wzdłuż linii plaży i morza...Pamiętam pogoda była doskonała; wszystko było olśniewająco nieskazitelne, krystalicznie czyste i nieskalane - błękit nieba z królującym na jego nieboskłonie słońcem w monarszych złocistościach, szmaragdowo-zielonkawo-turkusowe morze. W koło jeden wszechogarniający przyjemnie odprężający szum morza, świergotliwa mowa i nawoływania ptaków...czy ktokolwiek mógł być samotny.
A short story, kontrfabuła, groteska, realizm i surrealizm. anty-magia, literatura mail: pgowacki8@gmail.com
25 maj 2012
23 maj 2012
zenit słońca
Od
jakiegoś czasu Petrek słyszał te piskliwe, wrzeszczące chrypliwe falsetowo-metalowe głosy. Co to za
nie do wytrzymania natręctwa – mówił sam do siebie. Prześladował go istny Poltergeist.
Czasami tylko udawało mu się od nich uciec podczas spacerów w parku wokół jezior
powstałych po wyrobiskach gliny. On nazywał je Mandalo Czar. Jeden z głosów mówił do niego jakby
prześmiewczo – no widzisz nie masz weny. Inny szyderczo atakował – przecież nie
jesteś pisarzem i nie masz pomysłów, to koniec.
Znajomi którym o tym mówił
ignorowali to jak wszystko inne i śmiali się, że pewnie słyszy silniki UFO.
Ukojenie dawało wyłącznie to cudownie uśmiechnięte lśniące dziecko, które nie odstępowało go ani na krok jak żywa
ikona. Złotowłosy Brunwixom von Sulejman. To jedyne udane jego alchemiczne Opus Magnum jakiego dokonał w całym pierwszym wcieleniu siedmiorazowego cyklu. Nosił on
też póki co imię Słońcesław. Do czasu kiedy zgodnie z obrzędem postrzyżyn i związaną z tą wkraczającą wtedy zdecydowaną już w jakościach światłością, nazwą go Światłosław. To
nastąpi w okresie letniego przesilenia 2222.
Ptaki
też są warte zachwytu, te ich jaskrawe fluoroscencyjne barwy, opalizujące i
mieniące się tęczowo. Ich niskie tubalne operetkowe tony jak zawsze są uwodzicielskie, zupełnie
jak modulowane koloratury podczas
modlitw kasty kapłańskiej. Jednak najdziwniejsze
było, że ptaki i wieloryby (płetwale niebieskie) były w takiej symbiozie. Dzięcioły
których były chmary, a więc w zdecydowanej do nich przewadze liczbowej, nigdy praktycznie ich nie atakowały ani nie
obrażały w żaden nawet najbardziej dowcipny sposób.
Czasami
tylko Służby Dozoru ścigały naszego literackiego bohatera za picie w miejscu publicznym wzmacnianej
elektrolitycznie wody jurajskiej. Ponieważ mogła pochodzić z zatrutej studni Mod Vitro Gen.
Głos
brzęczał Petrkowi w uchu – nie zapomnij o puencie...A!!! niebawem przesilenie
letnie. To dobry moment do snu nocy letniej...i być może magicznych mistycznych
zaślubin. Ale wiadomo przecież, że przede wszystkim, najlepszy by załadować akumulatory
poweru czyli pojemniki siły na zimowe mrozy.
Chyba, że jak mówią Majakowie grudnia
nie będzie.
19 maj 2012
szkoda muzy
No
i stało się najgorsze z możliwych – śmierć z podejrzeniem o morderstwo. Podinspektor
i komisarz zabezpieczali garderobę. Ciało Dazzy sfotografowano i przesłano do
instytutu medycyny z zakresu kryminalistki i patologii. Podinspektor Kolumbas rozglądał
się podejrzliwie i nieufnie jak przystało na kierującego się w takich razach
dedukcją gliniarza, w tej i przyległych garderobach.
Minęło
kilka dni i na komendę dotarły wyniki sekcyjnych oględzin zwłok, podano jednoznaczny
powód śmierci: morderstwo poprzez grupowe uduszenie.
Kolumbas
przeszperał jeszcze raz garderoby i hotelowe pokoje zajmowane przez wszystkich
członków zespołu. Zastanowiła go obecność zapisu nutowego w neseserze denatki. Na
przesłuchaniach wszyscy muzycy koncertujący z Dazzy potwierdzili, że tylko ona
umiała czytać z nut. Hmmm – żachnął się komisarz kiedy Kolumbas na głos wyartykułował
precyzyjną konstatację...
Subskrybuj:
Posty (Atom)