25 maj 2012

morza śpiew, ptaków szum

Chyba prawie wszyscy znamy tą zabawę na plaży, kiedy zostajemy całkowicie przysypani jej budulcem. Czasami tak można bawić się, ale wyjątkowo w piaskownicy. Tym razem jednak czułem nie tylko piasek w ustach, ale i w dodatku spróchniałe zmurszałe drewno. Co za sen mara?- pomyślałem. Myślałem... jednak gdzie dzieci, gdzie morze, czy chociażby piaskownica. Niczego takiego nie mogłem wyraźnie odebrać zmysłami czy świadomością.  Wydawało mi się, że wstałem, ale nie mogłem znaleźć kontaktu. Wkurzałem się coraz bardziej, a już tyle razy obiecywałem sobie, że nie stracę panowania nad sobą i nie zrobię żadnej złej rzeczy w tak zwanych nerwach. Byłem zagubiony całkowicie i nie miałem władz nad gorączkowymi emocjami, chciałem to jakoś wyżyć. Wszystkie te nauki o życiu po śmierci czy o nirwanie, gdybym tylko mógł coś z tego wszystkiego skumać. Ale jak opisać „nic”, jeżeli właśnie nas ono dopadło i rozciągnęło się na cały kosmos i czas. Jedno pojawiło mi się w obrazie z pamięci (być może i tej osławionej pamięci przodków, czyli deja vu) ten olbrzymi falliczny kształt usypany z piasku, który kiedyś widziałem idąc wzdłuż linii plaży i morza...Pamiętam pogoda była doskonała; wszystko było olśniewająco nieskazitelne, krystalicznie czyste i nieskalane - błękit nieba z królującym na jego nieboskłonie słońcem w monarszych złocistościach, szmaragdowo-zielonkawo-turkusowe morze. W koło jeden wszechogarniający przyjemnie odprężający szum morza, świergotliwa mowa i nawoływania ptaków...czy ktokolwiek mógł być samotny.

23 maj 2012

zenit słońca

Od jakiegoś czasu Petrek słyszał te piskliwe, wrzeszczące  chrypliwe falsetowo-metalowe głosy. Co to za nie do wytrzymania natręctwa – mówił sam do siebie. Prześladował go istny Poltergeist. Czasami tylko udawało mu się od nich uciec podczas spacerów w parku wokół jezior powstałych po wyrobiskach gliny. On nazywał je Mandalo Czar. Jeden z głosów mówił do niego jakby prześmiewczo – no widzisz nie masz weny. Inny szyderczo atakował – przecież nie jesteś pisarzem i nie masz pomysłów, to koniec.
Znajomi którym o tym mówił ignorowali to jak wszystko inne i śmiali się, że pewnie słyszy silniki UFO.
Ukojenie dawało wyłącznie to cudownie uśmiechnięte lśniące dziecko, które nie odstępowało go ani na krok jak żywa ikona. Złotowłosy Brunwixom von Sulejman. To jedyne udane jego alchemiczne Opus Magnum jakiego dokonał w całym pierwszym wcieleniu siedmiorazowego cyklu. Nosił on też póki co imię Słońcesław. Do czasu kiedy zgodnie z obrzędem postrzyżyn i związaną  z tą wkraczającą wtedy zdecydowaną już w jakościach światłością, nazwą go Światłosław. To nastąpi w okresie letniego przesilenia 2222.
Ptaki też są warte zachwytu, te ich jaskrawe fluoroscencyjne barwy, opalizujące i mieniące się tęczowo. Ich niskie tubalne operetkowe  tony jak zawsze są uwodzicielskie, zupełnie jak  modulowane koloratury podczas modlitw kasty kapłańskiej.  Jednak najdziwniejsze było, że ptaki i wieloryby (płetwale niebieskie) były w takiej symbiozie. Dzięcioły których były chmary, a więc w zdecydowanej do nich przewadze liczbowej,  nigdy praktycznie ich nie atakowały ani nie obrażały w żaden nawet najbardziej dowcipny sposób.
Czasami tylko Służby Dozoru ścigały naszego literackiego  bohatera za picie w miejscu publicznym wzmacnianej elektrolitycznie wody jurajskiej. Ponieważ mogła pochodzić z zatrutej studni Mod Vitro Gen.
Głos brzęczał Petrkowi w uchu – nie zapomnij o puencie...A!!! niebawem przesilenie letnie. To dobry moment do snu nocy letniej...i być może magicznych mistycznych zaślubin. Ale wiadomo przecież, że przede wszystkim, najlepszy by załadować akumulatory poweru czyli pojemniki siły na zimowe mrozy.
Chyba, że jak mówią Majakowie grudnia nie będzie.

19 maj 2012

szkoda muzy

No i stało się najgorsze z możliwych – śmierć z podejrzeniem o morderstwo. Podinspektor i komisarz zabezpieczali garderobę. Ciało Dazzy sfotografowano i przesłano do instytutu medycyny z zakresu kryminalistki i patologii. Podinspektor Kolumbas rozglądał się podejrzliwie i nieufnie jak przystało na kierującego się w takich razach dedukcją gliniarza, w tej i przyległych garderobach.
Minęło kilka dni i na komendę dotarły wyniki sekcyjnych oględzin zwłok, podano jednoznaczny powód śmierci: morderstwo poprzez grupowe uduszenie.
Kolumbas przeszperał jeszcze raz garderoby i hotelowe pokoje zajmowane przez wszystkich członków zespołu. Zastanowiła go obecność zapisu nutowego w neseserze denatki. Na przesłuchaniach wszyscy muzycy koncertujący z Dazzy potwierdzili, że tylko ona umiała czytać z nut. Hmmm – żachnął się komisarz kiedy Kolumbas na głos wyartykułował precyzyjną konstatację...

30 kwi 2012

a wiosną niech wiosnę zobaczę...

Zygmunt i Włodzimierz rozmawiali na łóżkach. Ich rozmowa zawsze schodziła na ciepłe wspominanie Józefa. Gdyby mogli maszerowaliby cały czas. Ale pogoda nie była jak się okazało do końca od nich zależna. Podobnie ograniczały ich mury więziennego szpitala. Jak tylko mogli z kilkoma innymi towarzyszami formowali szyk, brali szturmówki (nie sztormówki)  i transparenty, szli i wrzeszczeli na całe gardło: partia! pokój!, partia! pokój! Czasami w dziwny sposób dochodziło do zmiękczenia k na ch i wtedy slogany nabierały cech surrealno-absurdalnych. W wigilię pochodu, a więc samego  trzydziestego kwietnia, egzekutywa międzynarodowego ruchu wolnych szewców i stolarzy miała wszystko zapięte na ostatni guzik. W szpitalnej świetlicy jego aktywiści w tym oczywiście Zyga i Włodek dowiedzieli się, że w kraju miał miejsce zamach stanu. Na całe szczęście bezkrwawy. Aresztowano jedynie trzy miliony osób. Miały one dobre warunki, gdyż wszystko było jeszcze długie lata i najlepiej pod względem logistycznym (tak się dzisiaj mówi) przygotowywane przez sławnych rew-towarzyszy. Szpitalno-więzienna awangarda nie była w sosie. Całą noc przemalowywali hasła na: Witamy Krzyżaków z Torunia! A na czerwonych flagach malowano białe krzyże. Jaki z tego morał myślał bardzo w to wszystko zaangażowany e-Sbeszko, chyba tylko jeden: Nasz naród jak lawa, Z wierzchu zimna i twarda, sucha i plugawa; Lecz wewnętrznego ognia sto lat nie wyziębi, Plwajmy na tę skorupę i zstąpmy do głębi...  

29 kwi 2012

Synowie królowej śniegu

Był sam środek zimy. Upiorne śniegowe zamiecie i zawieruchy, temperatura poniżej trzydziestu stopni Celsjusza. Nic poza białym pyłem, który jest wszędzie. Zatem nie widać prawie nic. Dobrze, że w chacie były drwa i dające jakieś ciepło palenisko. Nikt nie myślał, żeby w taką porę ruszać w drogę. Wszyscy skupiali całą swą życiową energię przy ogniu i marzyli o upałach. Jednak stało się coś, co przynajmniej poniekąd nie powinno się zdarzyć. Ktoś zapukał do chaty, w której mieszkała Rengillda królowa śniegu z dwoma synami Auqirnsem i Brunwixem. Kiedy królowa otworzyła mimo wszystko drzwi uchylając solidny skobel, wędrowiec o  siwych skroniach i dość dobrze ogolony, spytał czy może chociażby zostać do świtu. Nie myślał o jakimś złotym brzasku, wiadomo, że to nie było lato czy chociażby koniec kwietnia. Zdziwiona smagła i pociągła twarz gospodyni zmierzyła gościa od stóp do głów. Nawet jeżeli nie było w nim nic co mogłoby się podobać, to jednak jego niecodzienna jakaś odmienność i pewnego rodzaju krępa ale zdrowa przysadzistość nie odrzuciły jej. Odrzekła: dobrze tylko do rana, niech pan skorzysta z ciepła, ale ja nic panu nie mogę dać. Oldobras bo takie miał imię nieproszony gość zapalił fajkę, nawet nie wypił ziołowej herbaty. Położył się w najdalszym kącie dość, jak teraz zobaczył, przytulnej komnaty. Zasypiał kiedy zamigotały mu przed skrzącym żółto-czerwono-niebieskim ogniem dwie postacie chłopców. Synów królowej. Jedna niezwykle wysmukła, druga bardziej przysadzista. Obaj dorodni i, jak się zdawało, nie mniej rycerscy w obejściu. Chciał popatrzeć jeszcze jakiś czas na synów królowej, gdyż zrobili oni na nim ujmujące wrażenie szlachetnością oblicza i godnością postawy. Ogień bił jakimś doskonałym blaskiem i oświetlał nim chłopców. Wydawało mu się, że już kiedyś ich widział, a na pewno zna. Jedyne co mógł podziwiać, to ośnieżone choinki, które trudno zobaczyć w upał. Ale jak mówią najstarsi...odkąd świat światem nigdy nie mów nigdy, a dzieci dzięki Bogu i tak dorosną...