Dość często spaceruję ze starym znajomym wśród mokradeł i rzeczek niedaleko miasta. Poza łykiem świeżego powietrza i jakąś dawką ruchu jest chwila na rozmowę. Jak to w życiu tematy mieszają się ale jeden stale powraca - natura. Znużenie tłokiem i hałasem miasta z jego ciężkim powietrzem ciągnie człowieka do nieograniczonego, choć mającego ścisłe prawa, świata naturalnego. Ileż stron w literaturze pięknej i płócien w malarstwie jej poświecono. Co może dać lepszy relaks od niezwykłych zjawisk manifestujących się szumem spiętrzonej rzeki i falujących na wietrze drzew. Zadziwienie ogarnia, kiedy ma się kontakt z czymś niby zwykłym i bardzo cudownym jednocześnie.
Ostatnio zdarzyło nam się oglądać
potężne klucze majestatycznych ptaków, lecących w porozumieniu wzajemnym i z prądami
powietrznymi. Wracają do ojczyzny…
Kilka dni temu przytrafiło się nam coś
wyjątkowego. Wśród rzeszy kaczek pojawił się albinos, coś niezwykłego. A w trakcie kolejnego spaceru zaszczyciła nas zgrana gromadka dzików...
Obawiam się o byt przyrody
poddanej bezmyślnemu rabunkowi, szalonej rozbudowie cywilizacyjnej i
eko-terroryzmowi, pojawiły się bowiem już tam niszczące krajobraz panele
słoneczne…
Kazimierz Głowacki Wiewiórki amerykańskie