Aster często
myślał o tym co go spotkało od całego szkolnego środowiska, ale przecież nie
tylko od niego. Niemal wciąż powracał w myślach i analizował wszelkie fakty.
Chodził do zawodowej szkoły z liczną rzeszą uczniów i kadry. Rozmyślał i
rozmyślał, dlaczego prosta rzecz potrafiła wywołać tak wrogie i jakby
skoordynowane reakcje jego bezpośredniego otoczenia, nie tylko jego także
dalszego, które z pozoru powinno się cechować większym obiektywizmem. Skąd ten
mur jedności i niechętnego nastawienia? Zatem jakaś zwykła prozaiczna wręcz
szkoła w tym mieście, rutynowy cykl zajęć i świąt...a jednak.
Na elewacji
budynku tejże szkoły zainstalowany był dwa lata temu kwadratowy nieduży nie więcej niż
pięćdziesiąt na pięćdziesiąt centymetrów zegar elektryczny. Kiedy go
zainstalowano dyrektor wspomniał o tym na akademii otwierającej nowy rok
szkolny, w sposób podniosły i dumny mówił o organizacyjnym wyzwaniu i
wkraczaniu cywilizacji, jej nieuchronności i jej pomocy w egzekwowaniu
skrupulatnej dyscypliny dnia nauki i pracy, całodobowego, ścisłego harmonogramu
zajęć. Nie trzeba dodawać, iż płynne oratorskie pełne rutyny wystąpienie
dyrektora przyjęte było burzliwymi, jak zwykło się określać, rzęsistymi
oklaskami.
Rzecz w tym,
że przychodząc codziennie rano do szkoły od dłuższego czasu zdecydowana
większość uczniów, kadry i personelu musiała widzieć stan zegara, który
wskazywał wciąż godzinę za piętnaście siódma. Astera znużyło już to ciągłe
obciążenie, biorące się z dręczenia samego siebie dlaczego nikt poza nim tego
nie tylko, że nie widzi ale i nie reaguje. Nie chciał dłużej ulegać
powszechnemu mniemaniu jakoby wszyscy byli próbowani poprzez sondowanie ich
cierpliwości i granic możliwości psychicznego wycofania poprzez rezygnację z
asertywności. Miał w głowie tezy o społeczeństwie obywatelskim, rozumiał je w
ten sposób, że wszystko można powiedzieć i będzie to rzeczowo analizowane w
debacie, by wybrać konkluzję najlepszą z możliwych. Oczywiste, że ta miałaby
być, a dyskurs obywatelski miał się dalej potoczyście i narracyjnie snuć raz
wielo - innym razem przy ogólnej zgodzie jedno-nurtowo. Wirusem takiego
społeczeństwa byłoby zatem jak mniemał obywatelskie nieposłuszeństwo, jakaś
anarchia i destrukcyjno-sabotażowe sobiepaństwo. To wszystko słyszał od
środowiska gazety, ale także od ojca Piotra wciąż rozprawiającego o
uniwersalnych wartościach etyki i dodatkowo transcendencji, o Bogu, wierze,
wartościach państwa... Sam uważał, że ma to wszystko bardzo poważnie traktować
i nie umiał inaczej. Co gorsza dla niego. Jak się miało okazać.
Włączył telewizor,
pojawiał się stopniowo obraz nieruchomej twarzy i beznamiętny dźwięk głosu
prezentera: na drodze 342 koło Świecia rozbił się samochód, rozszarpało kilka
osób w tym jednego Polaka, w Szczelinie koło Czarnej pociąg zderzył się z ciężarówką,
w Sanocku pod Kłobuckiem cysterna zabiła rowerzystę i spowodowała pożar gaszony
przez pięć jednostek...Z trudem musiał odciągać się od migotliwego ekranu, by
zebrać się do lekcji. Przed oczami miał jednak też nieruchomą tarczę zegara
szkolnego. Pewnie dlatego, że jeżeli czekał na coś w telewizji zawsze
dominowały, odliczające ostatnie chwile do celebracji spektaklu, wskazówki.
- Aster!
Odezwała się matka czuwająca zazwyczaj, by syn odrobił lekcje, teraz jedynie
powiedziała, pora na sen.
Po zabiegach
w łazience, odczuł błogość możliwości wyciągnięcia się wzdłuż łóżka. Najpierw
gwałtownie odczuł, że spada. Później błądził po niekończących się korytarzach,
biegł, bez wytchnienia uciekał w lesie i bezgranicznych dziwacznie
pokrzywionych perspektywicznie przestrzeniach. Patrzyły na niego twarze, jedne
uśmiechały się do niego, jednak o wiele liczniejsze zimne i obce złorzeczyły mu
i puszczały się za nim w nie do opanowania gonitwę. Przenikała go groza i
śmiertelny lęk. Koszmarny harmider, pandemonium kończyły się nad ranem tym
samym, znajomym głosem matki. - Aster śniadanie.
Tego dnia
postanowił w końcu i jak mniemał po prostu poinformować władze szkoły o
nienormalnej sytuacji z zegarem. Jego klasa miała lekcję z wychowawczynią i
poinformował uczniowskie gremium i jego liderkę o tym, że jest zdziwiony
dlaczego szkolny zegar jest zepsuty od chyba już kilkunastu miesięcy. I że w
związku z tym złożył podanie w sekretariacie z prośbą o jego naprawę. Reakcja
pani Adeli zaskoczyła go całkowicie, nie tylko, że poczuł się nieswojo ale
nawet poniżony i upokorzony. Niemal wrzeszczała na niego.
- Jakim
prawem śmiesz wtrącać się do nie swoich spraw, pominąłeś drogę służbową bo
najpierw, jak coś, to powinieneś porozmawiać ze mną i to na osobności. A ty
smarkaczu od razu wyjeżdżasz z problemem do zajętego dyrektora, który ma
poważniejsze sprawy na głowie i wywlekasz wszystko na forum klasowym. Tego
tolerować nie będziemy.
Tym wprowadzeniem zainspirowała do wypowiedzi
kolegów.
- Proszę pani odzywał się głos po głosie, on
zawsze jest taki, że musi mieć swoje zdanie. Nam to nie odpowiada, ciągle się dochodzi,
denerwuje nas jego ciągła ingerencja niemal we wszystko.
Zapadła wspólna decyzja – musimy go ukrócić, musimy
coś z nim zrobić.
W domu Aster
niczym nie mógł się zająć, bał się kolejnych reakcji, przepełniał go niepokój.
Niczym nie mógł sobie wytłumaczyć własnej odmienności ale jeszcze bardziej jej
budzącej niechęć i nienawiść percepcji u innych. W najlepszym razie spotykało
go groteskowe niezrozumienie. On brał wszystko na poważnie, śmiertelnie
poważnie. Rozumiał, że do takiego stawiania sprawy jakie reprezentował swoją postawą
zachęcano go na lekcjach przysposobienia do życia w społeczeństwie i rodzinie,
w domu, na religii. Pytał się co tak naprawdę różni go od innych, że w końcu
bez takiego zamiaru wywoływał czasami wręcz agresję. A często też kierowano pod
jego adresem jakiegoś rodzaju groźby o różnym stopniu zawoalowania.
- Demokracja
szkolna, zwrócił się do Astera dyrektor nazajutrz w swoim gabinecie i przy
asyście wicedyrektorki i wychowawczyni, jest dobrem najwyższym, przyznaje ona
bowiem także prawa i uczniom, ale ty jej nadużyłeś. Twoje zachowanie po raz
kolejny obraża kadrę, tak być nie może, tego nie mogę tolerować. Jeżeli
podnosisz problem zegara to może najpierw zainteresowałbyś się sytuacją szkoły,
która ma bardzo niski budżet i musi oszczędzać. Dozorcy praktycznie nie ma,
pracuje jedynie na pół etatu, ma zmieniony zakres obowiązków i choruje na
serce.
Aster gotował się w sobie, nie miał sił tego
słuchać ale też duszna atmosfera wyssała całą przestrzeń, tak, że prawie
zablokowała możliwość wydobycia z siebie i usytuowania w niej jakiegoś słowa,
wiedział, że jest przegrany nie rozumiał tylko dlaczego.
- Musisz pamiętać włączyła się wicedyrektorka,
że w szkole nie jesteś tylko ty i że nie możesz swoim zachowaniem i
wypowiedziami szkalować dobrego imienia nas wszystkich i naszej instytucji.
Gorycz
przepełniła go całkowicie kiedy Gazeta Wasza jednoznacznie pochwaliła dyrekcję i
zgodne zachowanie uczniów, a nawet podała kajające się słowa, które miał sam
wypowiedzieć. Zastanawiał się jak enigmatycznie działa ta gazeta, skoro nikt z
nim nawet o tym wszystkim nie rozmawiał.
Mijały
miesiące. Uczucie pogrążenia zmieniało się u Astera w przykrą do zniesienia
obojętność, poczucie odepchnięcia. Jak mógłby myśleć o porozumieniu z
otoczeniem, kiedy zabroniono mu mówić, wręcz jakby to było możliwe nawet
zabroniono by mu myśleć. Zegar uparcie się zatrzymał...dziwne pomyślał, ale już wiem, że tylko dla mnie. A może to nie ten (w swej
naturze martwy) przedmiot tylko refleksję zatrzymano w miejscu, które ma uczyć
samodzielnego myślenia, pamiętał przecież te dydaktyczne slogany. . .
Po tym
wszystkim Aster jak tylko mógł omijał ludzi na chodniku, za każdym razem schodził
im z drogi, a na przejściach czekał aż ulica na chwilę całkowicie się opróżni. I
nigdy nie zaglądał na strony szkoły a tym bardziej do naszej klasy mając spokój
i wytchnienie bez konieczności oglądania w istocie ponurych postaci o z pozoru
tylko gładkich fizjonomiach.
Podczas
nieobecności syna matka nawykowo włączyła telewizor, dobywający się tym razem
srogi głos oznajmiał, iż Front Globalnej Jedności Myślenia musiał izolować kolejny
przypadek groźnego wirusa umysłu, tym razem u Astera K. Wiedziała już o innych
takich przypadkach i o tym, że nie ma w nich możliwości odwołań w trybie
administracyjnym. W najgłębszych zakamarkach serca i swej pobożnej duszy
liczyła tylko na nieuchronność kary boskiej dla wszechnomenklatury Partii
Poprawnych.