15 kwi 2012

Lekcja

             Aster często myślał o tym co go spotkało od całego szkolnego środowiska, ale przecież nie tylko od niego. Niemal wciąż powracał w myślach i analizował wszelkie fakty. Chodził do zawodowej szkoły z liczną rzeszą uczniów i kadry. Rozmyślał i rozmyślał, dlaczego prosta rzecz potrafiła wywołać tak wrogie i jakby skoordynowane reakcje jego bezpośredniego otoczenia, nie tylko jego także dalszego, które z pozoru powinno się cechować większym obiektywizmem. Skąd ten mur jedności i niechętnego nastawienia? Zatem jakaś zwykła prozaiczna wręcz szkoła w tym mieście, rutynowy cykl zajęć i świąt...a jednak.


Na elewacji budynku tejże szkoły zainstalowany był dwa lata temu kwadratowy nieduży nie więcej niż pięćdziesiąt na pięćdziesiąt centymetrów zegar elektryczny. Kiedy go zainstalowano dyrektor wspomniał o tym na akademii otwierającej nowy rok szkolny, w sposób podniosły i dumny mówił o organizacyjnym wyzwaniu i wkraczaniu cywilizacji, jej nieuchronności i jej pomocy w egzekwowaniu skrupulatnej dyscypliny dnia nauki i pracy, całodobowego, ścisłego harmonogramu zajęć. Nie trzeba dodawać, iż płynne oratorskie pełne rutyny wystąpienie dyrektora przyjęte było burzliwymi, jak zwykło się określać, rzęsistymi oklaskami.

Rzecz w tym, że przychodząc codziennie rano do szkoły od dłuższego czasu zdecydowana większość uczniów, kadry i personelu musiała widzieć stan zegara, który wskazywał wciąż godzinę za piętnaście siódma. Astera znużyło już to ciągłe obciążenie, biorące się z dręczenia samego siebie dlaczego nikt poza nim tego nie tylko, że nie widzi ale i nie reaguje. Nie chciał dłużej ulegać powszechnemu mniemaniu jakoby wszyscy byli próbowani poprzez sondowanie ich cierpliwości i granic możliwości psychicznego wycofania poprzez rezygnację z asertywności. Miał w głowie tezy o społeczeństwie obywatelskim, rozumiał je w ten sposób, że wszystko można powiedzieć i będzie to rzeczowo analizowane w debacie, by wybrać konkluzję najlepszą z możliwych. Oczywiste, że ta miałaby być, a dyskurs obywatelski miał się dalej potoczyście i narracyjnie snuć raz wielo - innym razem przy ogólnej zgodzie jedno-nurtowo. Wirusem takiego społeczeństwa byłoby zatem jak mniemał obywatelskie nieposłuszeństwo, jakaś anarchia i destrukcyjno-sabotażowe sobiepaństwo. To wszystko słyszał od środowiska gazety, ale także od ojca Piotra wciąż rozprawiającego o uniwersalnych wartościach etyki i dodatkowo transcendencji, o Bogu, wierze, wartościach państwa... Sam uważał, że ma to wszystko bardzo poważnie traktować i nie umiał inaczej. Co gorsza dla niego. Jak się miało okazać.

Włączył telewizor, pojawiał się stopniowo obraz nieruchomej twarzy i beznamiętny dźwięk głosu prezentera: na drodze 342 koło Świecia rozbił się samochód, rozszarpało kilka osób w tym jednego Polaka, w Szczelinie koło Czarnej pociąg zderzył się z ciężarówką, w Sanocku pod Kłobuckiem cysterna zabiła rowerzystę i spowodowała pożar gaszony przez pięć jednostek...Z trudem musiał odciągać się od migotliwego ekranu, by zebrać się do lekcji. Przed oczami miał jednak też nieruchomą tarczę zegara szkolnego. Pewnie dlatego, że jeżeli czekał na coś w telewizji zawsze dominowały, odliczające ostatnie chwile do celebracji spektaklu, wskazówki.
- Aster! Odezwała się matka czuwająca zazwyczaj, by syn odrobił lekcje, teraz jedynie powiedziała, pora na sen.
Po zabiegach w łazience, odczuł błogość możliwości wyciągnięcia się wzdłuż łóżka. Najpierw gwałtownie odczuł, że spada. Później błądził po niekończących się korytarzach, biegł, bez wytchnienia uciekał w lesie i bezgranicznych dziwacznie pokrzywionych perspektywicznie przestrzeniach. Patrzyły na niego twarze, jedne uśmiechały się do niego, jednak o wiele liczniejsze zimne i obce złorzeczyły mu i puszczały się za nim w nie do opanowania gonitwę. Przenikała go groza i śmiertelny lęk. Koszmarny harmider, pandemonium kończyły się nad ranem tym samym, znajomym głosem matki. - Aster śniadanie.
Tego dnia postanowił w końcu i jak mniemał po prostu poinformować władze szkoły o nienormalnej sytuacji z zegarem. Jego klasa miała lekcję z wychowawczynią i poinformował uczniowskie gremium i jego liderkę o tym, że jest zdziwiony dlaczego szkolny zegar jest zepsuty od chyba już kilkunastu miesięcy. I że w związku z tym złożył podanie w sekretariacie z prośbą o jego naprawę. Reakcja pani Adeli zaskoczyła go całkowicie, nie tylko, że poczuł się nieswojo ale nawet poniżony i upokorzony. Niemal wrzeszczała na niego.
- Jakim prawem śmiesz wtrącać się do nie swoich spraw, pominąłeś drogę służbową bo najpierw, jak coś, to powinieneś porozmawiać ze mną i to na osobności. A ty smarkaczu od razu wyjeżdżasz z problemem do zajętego dyrektora, który ma poważniejsze sprawy na głowie i wywlekasz wszystko na forum klasowym. Tego tolerować nie będziemy.
Tym wprowadzeniem zainspirowała do wypowiedzi kolegów.
- Proszę pani odzywał się głos po głosie, on zawsze jest taki, że musi mieć swoje zdanie. Nam to nie odpowiada, ciągle się dochodzi, denerwuje nas jego ciągła ingerencja niemal we wszystko.
Zapadła wspólna decyzja – musimy go ukrócić, musimy coś z nim zrobić.
W domu Aster niczym nie mógł się zająć, bał się kolejnych reakcji, przepełniał go niepokój. Niczym nie mógł sobie wytłumaczyć własnej odmienności ale jeszcze bardziej jej budzącej niechęć i nienawiść percepcji u innych. W najlepszym razie spotykało go groteskowe niezrozumienie. On brał wszystko na poważnie, śmiertelnie poważnie. Rozumiał, że do takiego stawiania sprawy jakie reprezentował swoją postawą zachęcano go na lekcjach przysposobienia do życia w społeczeństwie i rodzinie, w domu, na religii. Pytał się co tak naprawdę różni go od innych, że w końcu bez takiego zamiaru wywoływał czasami wręcz agresję. A często też kierowano pod jego adresem jakiegoś rodzaju groźby o różnym stopniu zawoalowania.
- Demokracja szkolna, zwrócił się do Astera dyrektor nazajutrz w swoim gabinecie i przy asyście wicedyrektorki i wychowawczyni, jest dobrem najwyższym, przyznaje ona bowiem także prawa i uczniom, ale ty jej nadużyłeś. Twoje zachowanie po raz kolejny obraża kadrę, tak być nie może, tego nie mogę tolerować. Jeżeli podnosisz problem zegara to może najpierw zainteresowałbyś się sytuacją szkoły, która ma bardzo niski budżet i musi oszczędzać. Dozorcy praktycznie nie ma, pracuje jedynie na pół etatu, ma zmieniony zakres obowiązków i choruje na serce.
Aster gotował się w sobie, nie miał sił tego słuchać ale też duszna atmosfera wyssała całą przestrzeń, tak, że prawie zablokowała możliwość wydobycia z siebie i usytuowania w niej jakiegoś słowa, wiedział, że jest przegrany nie rozumiał tylko dlaczego.
- Musisz pamiętać włączyła się wicedyrektorka, że w szkole nie jesteś tylko ty i że nie możesz swoim zachowaniem i wypowiedziami szkalować dobrego imienia nas wszystkich i naszej instytucji.
Gorycz przepełniła go całkowicie kiedy Gazeta Wasza jednoznacznie pochwaliła dyrekcję i zgodne zachowanie uczniów, a nawet podała kajające się słowa, które miał sam wypowiedzieć. Zastanawiał się jak enigmatycznie działa ta gazeta, skoro nikt z nim nawet o tym wszystkim nie rozmawiał.
Mijały miesiące. Uczucie pogrążenia zmieniało się u Astera w przykrą do zniesienia obojętność, poczucie odepchnięcia. Jak mógłby myśleć o porozumieniu z otoczeniem, kiedy zabroniono mu mówić, wręcz jakby to było możliwe nawet zabroniono by mu myśleć. Zegar uparcie się zatrzymał...dziwne pomyślał, ale już wiem, że tylko dla mnie.  A może to nie ten (w swej naturze martwy) przedmiot tylko refleksję zatrzymano w miejscu, które ma uczyć samodzielnego myślenia, pamiętał przecież te dydaktyczne slogany. . .
Po tym wszystkim Aster jak tylko mógł omijał ludzi na chodniku, za każdym razem schodził im z drogi, a na przejściach czekał aż ulica na chwilę całkowicie się opróżni. I nigdy nie zaglądał na strony szkoły a tym bardziej do naszej klasy mając spokój i wytchnienie bez konieczności oglądania w istocie ponurych postaci o z pozoru tylko gładkich fizjonomiach.
Podczas nieobecności syna matka nawykowo włączyła telewizor, dobywający się tym razem srogi głos oznajmiał, iż Front Globalnej Jedności Myślenia musiał izolować kolejny przypadek groźnego wirusa umysłu, tym razem u Astera K. Wiedziała już o innych takich przypadkach i o tym, że nie ma w nich możliwości odwołań w trybie administracyjnym. W najgłębszych zakamarkach serca i swej pobożnej duszy liczyła tylko na nieuchronność kary boskiej dla wszechnomenklatury Partii Poprawnych.