Za dnia widzę drzewa, chmury, ludzi. Są jeszcze inne stworzenia ale poza ptakami i dzikimi zwierzętami nie zwracam na nie uwagi. Uważam, że wielkim dobrem są zwierzęta na wolności lub w gospodarstwach wiejskich. To wszystko traci swoją wagę kiedy w łóżku świat ulega zatarciu i przybiera podobne, chociaż bardzo odmienne formy i barwy zmieniające perspektywę i poniekąd zatrzymujące czas. Nigdy w nim nie ma przeszłości i przyszłości. Zatem sen ma swoje prawa, realne w odczuciu ale odmienne od jawy.
Nadchodzi płynnie moment, w
którym zapominam o prawidłach dnia i nurzam się albo jestem nurzany w konwulsjach
podświadomości, malującej irracjonalne akcje i przeżycia. Realne, choć już biegnące
bardziej w jakichś zaświatach.
Czym może być senna fabuła?
Indywidualizacją doświadczeń realnych, dotknięciem przekraczającym ograniczenia
naszej jaźni? Dwojaką naturą profetycznej intuicji, wieszczącą pomyślność a
innym razem nadchodzącą grozę zdarzeń? Niepokojącym i przerażającym Kafkowskim objawieniem wzmocnionej realności?
W pewnej chwili doświadczam utraty
jakiejkolwiek tożsamości jakbym już nie był na granicy jawy i snu ale ją przekroczył, jak to się zdarza chodzącemu we mgle. I nie wiem gdzie i kim jestem, czuję ale nie mogę określić
co. Wiem jedynie, że są to nieskończone przestworza Które nami wszystkimi
władają.
Każdy z nas nieuchronnie się do
nich zbliża i je w końcu pozna...a ma je w sobie.